Jak już wspomniałam w poprzednim wpisie Gran Canarie mieliśmy okazję odwiedzić w maju tego roku. Większość dni z naszego 7-dniowego pobytu spędziliśmy na poznawaniu wyspy 🙂 poniżej znajdziecie opis zrealizowanych przez nas wycieczek. Przez cały czas dysponowaliśmy autem – Wam również polecam taką opcję, jak i gdzie wynająć auto opisywałam już tutaj.
Na początku chciałabym też opowiedzieć o miejscu w którym się zatrzymaliśmy, czyli o kurorcie Maspalomas. Nazywane też Costa Canaria – Maspalomas słada się z kilku części: gwarnego i bardzo turystycznego miasteczka Maspalomas z Playa del Inglés oraz spokojniejszych części: Las Meloneras, Pasito Blanco, San Agustín oraz Bahia Feliz. Playa del Inglés było tą częścią gdzie znajdował się nasz hotel z piękną szeroką plażą, której brzegiem dojdziemy do wydm. Maspalomas byłoby typowo wypoczynkową miejscówką gdyby nie jedna z większych atrakcji samej wyspy – Wydmy Maspalomas – czyli 418 ha piasku. Dunas Maspalomas przywodzą na myśl Saharę 😀 Kiedyś nawet twierdzono, że powstały z piasku z Sahary, lecz to tylko mit ! Utworzył je naniesiony przez morze wapienny piach oraz pokruszone muszle i korale. Wydmy są objęte ochroną, nie mniej jednak można do woli po nich spacerować, uwaga na gorący, nagrzany od słońca piasek 🙂 Najpiękniejszy widok na wydmy roztacza się z tarasu hotelu Riu Palace.
Poniżej Playa del Inglés oraz Dunas Maspalomas.
Dzień 1
Pierwszy dzień zaczęliśmy od wycieczki do jednego z najpiękniejszych miasteczek na wyspie – Puerto de Mogan. Można przyjąć, że prawie każdy kraj ma swoją Wenecję i taką na Gran Canarii tworzy właśnie Puerto de Mogan. W mieście znajduje się przystań jachtowa oraz urokliwa dzielnica białych dwupiętrowych domków z kolorystycznym akcentem, przyozdobione kwitnącą bugenwillą. Puerto de Mogan jest też miasteczkiem rybaków, stąd też warto przyjechać do niego w porze obiadu i delektować się pyszną świeżą rybą 🙂
Jadąc do Puerto de Mogan zatrzymaliśmy się na jednej z piękniejszych plaż w Puerto Rico. Jeśli macie ochotę na kąpiel to jest to idealne miejsce, woda cieplejsza niż w innych miejscach, gdyż plaża ta znajduje się w zatoce.
Natomiast wracając z Puerto de Mogan zatrzymaliśmy się w Meloneras – części Maspalomas. W Meloneras znajdują się nieco bardziej luksusowe hotele czy sklepy oraz restauracje. Warto przejść się promenadą, bowiem ta część Maspalomas prezentuje się inaczej niż np. Playa del Inglés.
Dzień 2
Las Palmas poza funkcją administracyjną pełni też rolę wypoczynkową. Tak naprawdę to to miasto miało być naszą przystanią, a nie Maspalomas – los zadecydował inaczej. Rolę wypoczynkową Las Palomas wspierają plaże, a szczególnie długa na trzy kilometry Playa de las Canteras. Las Palmas jest też największym miastem na wyspie – liczy 370 tys. mieszkańców.
Nasze zwiedzanie zaczynamy od dzielnicy – Triany. Na pierwszy ogień idzie Katedra Św. Anny, a szczególnie jej wieża. Za 1,5 EUR wjedziecie na jej szczyt, skąd można podziwiać miasto z lotu ptaka i zrozumieć, że jest to spora metropolia, którą ciężko jest zwiedzić na piechotę.
Przed świątynią natkniecie się na rzeźby ośmiu psów, które strzegą wejścia do katedry.
Następnie warto udać się na tyły świątyni na Plaza del Pilar Nuevo gdzie znajduje się dom Kolumba, czyli Museo Casa de Colón. Gran Canaria była przystankiem Kolumba w drodze do Nowego Świata. Odkrywca odwiedził wyspę trzykrotnie w 1492, 1493 oraz 1502 r.) W domu możecie zobaczyć wystawę dokumentującą wielkie odkrycia geograficzne.
Triana to też dzielnica handlowa, także na zakończenie polecam przejść się jej głównym deptakiem Calle Mayor de Triana, a nuż może wpadnie coś w oko 🙂
Po zwiedzeniu centrum wsiedliśmy w auto aby odwiedzić nowo otwarte oceanarium w Las Palmas. Poema de Mar swoją działalność zapoczątkowało zaledwie kilka miesięcy temu, tak że fauna i flora nie zdążyły jeszcze podrosnąć aby goście mogli podziwiać je w pełnej okazałości. Na plus działał fakt, że w środku było bardzo mało odwiedzających, każde z akwariów można było swobodnie podziwiać, a nawet w największym pomieszczeniu byliśmy przez kilka minut sami. Na minus to cena biletu, która wynosi 25 EUR ! to bardzo dużo, dlatego też jakoś mocno nie mogę polecić Wam tego miejsca, no może gdyby bilet kosztował z 15 EUR byłoby inaczej. Z racji miejsca pracy mojego męża odwiedzamy akwaria/oceanaria w każdym możliwym mieście, za każdym razem porównujemy je do naszego wrocławskiego, który zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko, na tyle, że jeszcze nie udało się go pokonać 🙂
Kolejnym miejscem w tym dniu było miasto Arucas, a mianowicie możliwość degustacji i zakupu rumu. Wszystko byłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt że destylarnię zamykają już o 14:00 ! także, jeśli zależy Wam aby zobaczyć cały proces od środka sugeruję udać się do Arucas jako pierwszego punktu programu, najwyżej później będziecie mieli lepszy humor podczas zwiedzania 🙂
Najbardziej charakterystyczny wśród zabudowań Arucas jest kościół Św. Jana Chrzciciela, który góruje nad miastem (65 m wysokości) a jednocześnie zwraca uwagę swoim ciemnym kolorem.
Destylarnia rumu Arehucas jest największa i najstarsza (1884 r.) w Europie. Traficie do niej bez żadnego problemu, gdyż przy wjeździe do miasta prowadzą do niej drogowskazy, a następnie zobaczycie charakterystyczny wysoki komin z nazwą destylarni. Flagowym produktem jest oczywiście rum, ale nie w najczystszej postaci, lecz z dodatkiem miodu. Warto spróbować też lokalnych likierów, które idealnie najadają się do przygotowania kawy już w domu 🙂 Ja wybrałam bananowy, ale możecie wybierać spośród miętowego, czekoladowego, kawowego i wielu innych.
Z Arucas udaliśmy się do Firgas maleńkiej i bardzo zadbanej miejscowości. Dla tego miasteczka charakterystyczna jest 30 metrowa, schodkowa fontanna oraz kamienno-ceramiczne rzeźby przedstawiające Wyspy Kanaryjskie.
Dzien 3
Po zwiedzeniu najpiękniejszych plaż oraz stolicy wyspy przyszedł czas na kanaryjski interior 🙂 Z wybrzeża udaliśmy się krętą drogą do miasteczka San Bartolomé de Tirajana, stamtąd do Mirador del Roque Nublo, a następnie ponownie skierowaliśmy się do wybrzeża, ale tym razem aby zobaczyć klify niedaleko miasteczka Agaete.
Bartolomé de Tirajana to maleńka wioska leżąca w górach. Aby się do niej dostać musimy pokonać kręte drogi interioru. Większość osób z pewnością przejeżdża przez nie w ogóle się nie zatrzymując, lecz warto poświęcić te pół godziny i usiąść na kawę w jednym z barów, bo wszystko tam wygląda bardzo autentycznie i zgoła inaczej niż w tłumnych miasteczkach na wybrzeżu. Korzystając z okazji przy wyjeździe możemy zajechać do bodegi Las Tirajanas i skosztować regionalnych win.
Dalej droga robi się jeszcze bardziej kręta, po drodze od samego wybrzeża mijamy liczne punkty widokowe (miradores). Warto się na nich zatrzymać bowiem oferują piękne widoki na okoliczne góry. Sieć miradores obejmuje 30 wydzielonych punktów. Zazwyczaj widok rozpościera się wprost z parkingu przy punkcie widokowym, wyjątek stanowi Mirador del Roque Nublo, gdzie musimy dojść ok 1,5 km. Po zobaczeniu słynnej skały możemy pojechać na północ albo odbić w kierunku Oceanu. Przez pewien czas jechaliśmy drogą GC-210, to chyba jedna z najbardziej krętych i wąskich dróg na Gran Canarii. Co pewien czas ulokowane są zatoczki dla samochodów, tak aby mogły się one bezkolizyjnie minąć, a wjeżdżając w kolejny zakręt lepiej wcześniej zatrąbić 🙂 Drogi w kanaryjskim interiorze są zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach, nawet ja czułam się w pewnym momencie niekomfortowo zastanawiając się kiedy już dojedziemy na miejsce…jeśli do tego dołożymy brak zasięgu telefonii komórkowej i mały ruch na górskich drogach to w głowie może nam się utworzyć czarny scenariusz 🙂 jeśli zamierzacie oprócz wybrzeża zwiedzić też góry to radzę wypożyczyć nadający się do tego samochód 🙂
Po dojechaniu do wybrzeża widoki są po prostu przecudowne…wysokie, strome klify robią naprawdę olbrzymie wrażenie. Dojeżdżamy powoli do miasta Agaete, ale nie zatrzymujemy się w nim tylko w malutkim Puerto de las Nieves kilka kilometrów dalej. Jeśli miałabym polecić jedno miasto na Gran Canarii to zdecydowanie byłaby to ta mała miejscowość. Malutkie białe domki z niebieskim szlaczkiem przypominają bardziej Grecję, jest niesamowicie wietrznie, można obserwować fale. Radzę wybrać się tam z pustym brzuchem, gdyż na głównej ulicy tego miasteczka ulokowanych jest mnóstwo rybnych restauracji, aż nie wiadomo którą wybrać 🙂 wracamy z małym niedosytem, że nie mamy więcej czasu na Puerto de la Nieves, przejeżdżamy jeszcze przez miasto Gáldar – zbudowane wokół góry i wracamy autostradą do Maspalomas.
Kolejne dni spędzamy bardziej w okolicy Maspalomas, a jeśli znudzi Wam się lokalna plaża warto wybrać się na inne kilka kilometrów dalej… pojechaliśmy do Anfi Beach Club, naprawdę bardzo przyjemnie: podziemny parking, oszklona winda z 10. piętra prowadząca na samą plażę, a wokół mnóstwo restauracji, butików.
Podsumowując, na Gran Canarię jechałam z mieszanymi uczuciami, nie widziałam, czy jest tam coś co naprawdę warto zwiedzić, czy to tylko taka wyspa na wypoczynek. Okazuje się, że mieszkańcy Gran Canarii mają w swoim kraju dosłownie wszystko, morze, góry, piękną pogodę oraz dobry rum 😉 Szczególnie urzekło mnie miasto Puerto de Mogan oraz Puerto de la Nieves. Gdybym mogła coś zmienić pewnie zrezygnowałabym ze zwiedzania Firgas, a do Arucas wybrałabym się rano tak aby móc odwiedzić destylarnię. Warto przed podróżą przez interior wyznaczyć sobie na mapie punkty widokowe, tak aby nie opuścić tych które chcecie zobaczyć. Przejeżdżając przez Bartolomé de Tirajana zatrzymajcie się na kawę lub likier i wypijcie moje zdrowie 🙂
Do poczytania !
[…] Gran Canaria Link […]
PolubieniePolubienie
Wpis fajny, uwielbiam Gran Canarię, ale proponuję poprawić błędy ortograficzne: nóż, ślaczek….
PolubieniePolubienie
[…] Gran Canaria co zobaczyc na wyspie […]
PolubieniePolubienie
[…] Była to nasza druga wizyta na Wyspach Kanaryjskich, odsyłam do relacji z Gran Canarii – link. Za pierwszym jak i za drugim razem było super i mam ochotę na więcej w najbliższym […]
PolubieniePolubienie